f·p·p · p·r·o·d·u·c·t·i·o·n·s   GRY | SERWERY GIER | BANNERY
 



 
 
 





  f·p·p · c·a·l·l o·f d·u·t·y | Pierwsza...

Opowiadania

Pierwsza akcja

Moja pierwsza akcja zapadła mi najbardziej w pamięci. Była ciemna noc, nasza akcja rozpoczęła sięna przedmieściach miasteczka Mere Eglise, położonego 5 mil od plaży Utah. Ja i moi koledzy czekaliśmy w niepokoju na znak od kapitana Foley'a aż w końcu z jego ust padły kluczowe słowa - "Let's go, let's go". Po cichu zaczęliśmy zbliżać się do miasteczka. W około panował spokój. Kiedy wydawało nam się, że wszystko pójdzie gładko nagle w wokół nas zaczęły wybuchać bomby a z budynków zaczęli ostrzeliwać nas Niemieccy żołnierze. Serce zaczęło mi bić coraz mocniej i ze strachu padłem na ziemię. Jeden z moich towarzyszy zginął od wybuchu bomby. Sytuacja z sekundy na sekundę stawała się coraz bardziej napięta. Jedyną szansą dla nas było ściągnięcie Niemca, który nas ostrzeliwał z Mg 42. W tym celu skryłem się za zwłokami krowy i wycelowałem Szwabowi prosto w twarz. Sytuacja na polu walki się trochę uspokoiła i wszyscy ruszyliśmy dalej w stronę miasteczka. Koło stacji kolejowej jeden z naszych ludzi poszedł pomóc swojemu rannemu koledze ale przypłacił to życiem. Gdyby nie nasz Kapitan, który nas pocieszał to byśmy tam umarli ze strachu. Czym prędzej zbliżyliśmy się do domku po drugiej stronie torów i zaczęliśmy iść w lewo. Przed małą kamieniczką napotkaliśmy na kolejny, lecz tym razem mniejszy opór ze strony wroga. Szybko uporaliśmy się z przeciwnikiem ale nie obyło się bez strat po naszej stronie - mój kolega szeregowiec Sweeper zginął z wrogiej kuli. Ogarnęła mnie złość jakiej jeszcze nigdy w życiu nie czułem. Nie było jednak czasu na rozżalanie się trzeba było wykonać wyznaczoną nam misję a mianowicie zniszczenie trzech niemieckich działek przeciwlotniczych. Jedyną drogą było wyjście przez okno ale na zewnątrz ostrzeliwał nas Niemiec, który usadowił się z mg42 na dachu czołgu. Moi koledzy odwrócili jego uwagę a ja strzeliłem mu prosto w głowę. Kapitan, który był pod wrażeniem moich dokonań wykrzyknął następujące słowa - "Good job son". Na duchu zrobiło mi się trochę lżej po tych słowach. Przepuściłem moich kolegów i wyszedłem z budynku jako ostatni. Z sąsiednich domów zaczęła nas ostrzeliwać duża grupa Niemców. Skryliśmy się wszyscy za poniszczonym murkiem i rozpoczęliśmy wymianę ognia. Sytuacja była dla nas dość niekorzystna. Przeciwnik miał znacznie lepszą pozycję. Na dodatek kilku naszych ludzi poległo od kul wystrzelonych z mg42. Czym prędzej ściągnąłem gościa, który zabił moich towarzyszy i rzuciłem kilka granatów w stronę domku, w którym znajdowali się nasi przeciwnicy. Kiedy granaty wybuchły usłyszałem jęki moich wrogów. Pierwszy raz w życiu poczułem przyjemność z tego, że sprawiłem komuś ból. Przez tą cała wojnę z normalnego człowieka zacząłem się przeistaczać w bestię żądną krwi, której celem jest zabicie wroga. Jedynie cel uświęcał środki oraz moje zachowanie. W końcu ja też chciałem z tego wyjść całym. Bym tak jeszcze długo myślał ale zobaczyłem, że kapitan zmierza w kierunku domu, w którym jeszcze niedawno znajdowali się nasi przeciwnicy. Czym prędzej podążyłem za nim i resztą squadu. Naprzeciwko tylnego wyjścia z domku grupka Niemców zaczaił się za płotem. Kapitan Fole'y ściągnął dwóch z nich a resztą zajęli się moi koledzy. Był to dopiero przedsmak tego co miało nas czekać. Kiedy wyszliśmy z domku naszym oczom ukazał się dość duży plac z domkiem po środku i kościółkiem na końcu. Teren pozornie wydawał się czysty ale, że Niemcy to przebiegłe lisy to wszyscy z nas spodziewali się zasadzki. Spokojnie podążyłem w stronę kurnika gdy nagle z domku na środku placu zaczęli do nas strzelać Niemcy, a w kościółku jak się okazało mieli oni rozłożone mg42. Sytuacja była napięta. Byliśmy otoczeni z każdych stron. Nie mogłem się odnaleźć na polu walki, wokół mnie rozlegały się odgłosy bitwy. Czym prędzej wbiegłem do domku po środku placu cudem unikając kul z mg42 i uderzyłem pistoletem Niemca siedzącego w budynku przy oknie. Kilku z moich kolesi odwróciło uwagę wroga obsługującego mg 42 i miałem dogodną okazję żeby go ściągnąć. Powoli zacząłem mierzyć mu w głowę, poczekałem chwilkę, jeszcze trochę przymierzyłem i... padł strzał! Na szczęście celny. Teraz mieliśmy przewagę. Szybko przejęliśmy teren i wtargnęliśmy do kościółka. Następnie z dziury w kościelnym murze załatwiłem dwóch gości przy CKM'ach i podążyliśmy w kierunku naszego celu, którym było jedno z Niemieckich dział przeciwlotniczych. Podłożyłem odpowiednią dawkę dynamitu pod działko i uciekłem jak najdalej od miejsca wybuchu. Kolejny nasz cel był w zasięgu naszego wzroku, jednak broniła go niezła zgraja ludzi z FG42. Sytuacja nie była łatwa. Jedna miałem pewien pomysł. Podczas gdy moi koledzy mnie osłaniali to ja rzuciłem w stronę Niemieckiej grupy żołnierzy trzy granaty i pobiegłem przed siebie. Podczas gdy Niemcy byli zajęcie chowaniem się przed granatami ja zdążyłem się spokojnie zaczaić w ich kryjówce. Gdy granaty wybuchły kilku wrogów zostało obezwładnionych a ja korzystają z okazji i chwili zaskoczenia wkroczyłem między nich Thompsonem i ich powybijałem. To była prawdziwa rzeź. Moi kolesie zdążyli zabezpieczyć teren a ja spokojnie podłożyłem odpowiednią dawkę środków wybuchowych pod kolejne działo przeciwlotnicze i czym prędzej wszyscy udaliśmy się w stronę naszego ostatniego celu. Był on dobrze strzeżony. Był otoczony niewielkimi okopami z worków z pisakiem a z prawej strony za murkiem było stanowisko z mg42, przy którym zasiadał wrogi żołnierz. Niemcy siedzący przy dziale nie byli nas w stanie zobaczyć dla tego mieliśmy dość dużo czasu oby dobrać dogodne pozycje. Dwóch moich kolegów skryło się w pobliżu kościółka, trzech kolejnych schowało się za samochodem a ja wraz i jeszcze jeden koleś skorzystaliśmy z płotku stojącego nie daleko samochodu aby się ukryć. Byliśmy dogodnie przygotowani. Wystarczyło tylko oddać pierwszy strzał aby rozpętała się bitwa. Wszyscy czekali aż ktoś z nas odda pierwszy strzał. Przez dłuższy czas nikt tego nie zrobił więc ja postanowiłem to zrobić. Wycelowałem w twarz jednemu z Niemców siedzących za sterami działka przeciwlotniczego. Kiedy wystrzeliłem to wróg padł na ziemię. Jego koledzy to zauważyli i natychmiast rozpętała się bitwa. Moi towarzysze ukryci w pobliży kościółka oraz ci za samochodem ostrzeliwali Niemców przy dziale a ja i mój koleś zajęliśmy się posiłkami nadbiegającymi z prawej strony. Wszystko szło w miarę dobrze do póki kule nie przebiły płotku, za którym się chowaliśmy. Mój kolega dostał parę kul od wroga i zmarł ja byłem zmuszony uciec i schować się za samochód. Kiedy zacząłem biec w stronę samochodu zauważyłem jak ziemia wokół mnie odpryskuje od wbijających się w nią kul. Miałem na prawdę wielkie szczęście, że mnie nie trafili. Wyjąłem ostatnie cztery granaty i rzuciłem je z całych sił w stronę wroga. Biedacy nie mieli się gdzie schować, więc zostali zabici od odłamków granatów. Pozostał do zabicia już tylko gość przy mg42 ale w tym przypadku to nie było zbyt wielkim problemem. Wystarczyło zajść go po prostu tak aby jego działo nie miało zasięgu. Tak też uczyniłem i gdy biedny Niemiec nie spodziewał się natarcia od tyłu, uderzyłem go w głowę z kabury pistoletu. Następnie szybko podążyłem w stronę ostatniego działka przeciwlotniczego i podłożyłem pod nie środki wybuchowe. Po eksplozji kapitan Foley zwołał nas wszystkich i ze spokojem wysłuchaliśmy co czeka nas następnego dnia...








--------------------------------------
Autor: [FPP]Totek
Aktualizacja: 07·12·2004 - 04:01



 : DRUKUJ 

     




   


f·p·p · p·r·o·d·u·c·t·i·o·n·s © 2000-2005 f·p·p productions. Skontaktuj się z nami w celu uzyskania dodatkowych informacji.
Przeczytaj reklama z nami, aby dowiedzieć się jak ukierunkować swoje produkty i usługi do graczy.


Dzisiaj jest Czwartek · 28 Marca · 2024
Strona wygenerowana w 0.131293 sek.